Nostalgia!
Żonka wieczorem się pyta:
– gdzie byłeś?
– W teatrze,
– a z kim?
– z Beatą, ….[nie zdążyłem jeszcze wymienić innych, np. solenizantki Livi, czy Uli,.., bo moja miłość „odpaliła wrotki”]
– Ty tak specjalnie wybierasz, żeby mnie wkurzać?
Nostalgia, czyli powrót na magiczny spektakl, ale tym razem o ważnych niewidzialnych, bo są w operze na próbie „snu nocy letniej”!
Wczoraj poszedłem swoją starczą powolnością posprzątać na osobowickim cmentarzu, ale z powodu niepowodzi, bo zamknęli go, wylądowałem znów w Kambaku ku mojej ogromnej, aczkolwiek skromnej radości.
Nikt nie uwierzy, ale tam spotkała mnie tym razem 5 godzinna i absolutnie bezwzględnie atrakcja uszyta ponad lokalną miarę. Aktorzy i ich niewidzialni przyjaciele po raz kolejny udowodnili mi, że szczęście mieszka tylko w nieśmiertelnej w duszy. Niewidoczni aniołowie, to taka tajemnicza siła, która podnosi zadowolonych widzów po spektaklu, aby ochoczo i w zachwycie klaskali na stojąco! Widzowie krzyczeli z własnych, nieprzymuszonych przez nic, gardeł BRAWOOOOO!
Moim zdaniem siłą i mocą spektaklu jest nieubłagalny fakt, że widz chce i musi powrócić na sztukę, aby ją ponownie obejrzeć. Zapewniam na pewno przybędę po raz kolejny, bo wielkie szczęście od dziś to spotkać Was ponownie, amen. Pójście drugi raz na „400 stopni do obłędu” to dla mnie uporządkowanie nieogarniętego chaosu, na którym głęboko na widowni czuje się zapach niedokładnie umytego starca.
Pierwszą niewidzialną osobą – jednak istniejącą i niezbędną – jest reżyserka. Dla mnie, słodkiego dziadka, jest to „persching” aktywności. W owym spektaklu uczy widzów, że czytanie nie tylko w teatrze to poprawne bicie serca. Dzięki niej chwile w teatrze KAMBAK są jak paciorki różańca, mijają zbyt szybko. Poznałem przed spektaklem jej syna – zapewniam jest odblaskiem chwały mam nadzieję dumnych rodziców.
Drugą niewidzialną osobą jest pani prezes, którą tym razem ujrzałem jako szefową od toalet. Swoją nieziemską urodą sprawiła, że na podeście dla widza spotkałem żołnierską, umundurowaną młodzież. Dobrze, że mąż nie jest zazdrosny. A jak krzyczy przez scenę „wuuuujek” dobrze zdefiniowani faceci czują ekstazę.
Obie panie swoim zaangażowaniem potwierdzają słynne słowa PELEgo, wyryte w moim trenerskim, wtedy studenckim, sercu na wrocławskim AWFie: „sukces to nie przypadek, to ciężka praca, wytrwałość, analiza, poświęcenie,…, a przede wszystkim miłość do tego co, się czyni”.
Trzecia „niewidzialna z wirtualnych” jest mama Radka, który wyśmienicie zagrał księdza w białej szacie paulińskiej. Być może dzięki niej z nieba scenicznego spadają przepiękne białe piórka, dowodzące czegoś więcej niż wzorów grawitacyjnych Newtona. Dzięki niej aktorzy są jak pierwsza miłość, ale ta prawdziwa, nigdy nie mijająca, wytrwała na zawsze.
Czwarta to pani Halinka, kolejna wyśmienita mama, która wiecznie próbuje, aby mężczyźni zwani ojcami, byli odpowiedzialni za swoje czyny.
Piąta – królowa podziurawionego życia, Pani przez duże P, organizatorka widowni Ula, nie może nigdy w spokoju obejrzeć spektaklu, bo nowe pokolenie uważa, że może się spóźniać.
Te pięć pań sprawia – w cudownie skleconym zespole, że widzowie są bliżej sceny, niż mój glukometr mierzący we mnie cukier. Dopiero po spektaklu serce moje zrozumiało filmową myśl, „lepiej być jeden dzień lwem, niż tysiąc dni owcą – hieną”.
Teraz Kamila, cichy wielbiciel Twojego talentu, pyta gdzie się ukrywasz o kolejna niewidzialna osobo z Kambaku? Słuchając w teatrze przez Ciebie skomponowanej muzyki, ukryty z tyłu widzę jak widzowie tańczą do niej w wirtualnym świecie ciemności. Ja strudzony, w ten sobotni wieczór przynoszę na Poznańską szampana, dźwigam przesmacznego torta, a Ciebie nie ma! Pragnę w swojej, rozpalonej przez Ciebie niewyobraźni z Tobą zatańczyć. Wiem moja królowo, jak „faceci w czerni” koncentrujesz się na swojej twórczości, i niczym mężczyźni w każdym teatrze jesteś ciagle zajęta.
Przepraszam Marcina, że na tych kartkach nie wspomnę o facetach niewidzialnych, to może w kolejnej recenzji, jak dostanę zlecenie. Hi.
KAMBAK życzę i wróżę WAM widzów liczniejszych niż gwiazdy niebieskie, czy ziarenek piasku na nadmorskich brzegach, bo poziom waszych spektakli jest wręcz astronomiczny.
Wczoraj aktorzy zagrali rewelacyjnie, bowiem widzowie nie zauważyli krzykliwej niewinnie „spóźnionej” aktorki, którą ja ujrzałem w prześlicznym, bo szelmowskim uśmiechu starej pani, która zbierała wielką kasę na tacę.
Sztuka „400…” wspaniale odzwierciedla współczesne ludzkie frustracje. Projekty są po prostu dobre, powiem nawet wspaniałe, ale decydenci od kasy, to złombóle, wyrwijzęby, bez wiedzy chirurgicznej, czy pocięte niechcąco paluszki, którzy karają twórców, aby na pewno nie sprawiali chwil radości każdego widza. Po powodzi jak mawiali Kajko i Kokosz od „hegemona” dostaliście w spadku nawałę cierpień, spektakl miał się nie odbyć. Z radością jednak przyjęliście rabunek waszego mienia i udowodniliście, że posiadacie przyjaźń, tę super majętność lepszą i trwającą, za którą otrzymacie kiedyś wielką zapłatę. Oklaski szczęśliwego, stojącego widza, które namawiają do wielkiej wytrwałości.
Aktorzy jesteście naprawdę wdzięcznymi złodziejami serc. Wzbudzacie w mądrych widzach zdziwienie, niczym koreański meneloćpun spotkany niedzielnym rankiem na wrocławskim rynku.
Wszyscy jesteście duchami przeznaczonymi do wszelkich usług w teatrze, posłanymi na pomoc tym, którzy mają posiąść wieczną radość, ba śmiem twierdzić odważnie kulturalne zbawienie. Jesteście jak stały pokarm właściwy dla chętnego widza. W spektaklach ćwiczcie ich władze umysłu, a co – niech sądzą poprawnie i poczują się doskonale po poprawnym rozróżnianiu dobra i zła.
Jeśli sedno wywodów stanowi prawda, to wy swoją grą jesteście jak deszcz spadający na ziemię, który rodzi powszechną użyteczność. Pokazujecie po przez swoje sceniczne obrazy gościom z innych galaktyk niebiańską rzeczywistość. Niech wszyscy, nie tylko w naszym Wrocławiu, – od małego do wielkiego – Was poznają.
Ludzie jeśli troszczymy się o siebie wzajemnie, zachęcajmy się jak pokazuje nam KAMBAK do miłości i dobrych uczynków. Nie opuszczajmy ich wspólnych spotkań. Twórcy spektaklu 400… jesteście super dowodem na istnienie innych poza systemowych pefronowskich rzeczywistości. I pozostanie tak do czasu, gdy będziecie wolni od chciwości na szmal, bo potraficie zadowalać się tym co macie.