„Mały Książę” w KAMBAK
„Mały książę” – w teatrze Kambak, Boże, znów grzeszę recenzją!
Tytuły ich sztuk są niezwykle intrygujące, szczególnie dla myślącego racjonalnie człowieka: „400 stopni do obłędu”, „Przygody z wyobrażonego lasu”, więc gdy zagrali „Małego Księcia” uciekłem błyskawicznie z Luxmedowej przychodni, aby ich obejrzeć, w słynnej dla mnie sztuce o poszukiwaniu prawdziwej przyjaźni. Każdy kto obejrzy sztukę, zobaczy adekwatność ponadczasową literackiego dzieła.
Prosta scenografia szpitalno – edukacyjna zmusza rozsądnego widza do odpowiedzialnego myślenia. Jej „głęboki” niczym otchłań sens, zrozumiałem dopiero wtedy, gdy dwie szkolne tablice się rozjechały. Na cichej widowni mały, wspaniały – bezczelnie młody – widz się rozpłakał. Ja natomiast z wrażenia swoje łzy szczęścia ukryłem. W teatralnym kącie po prawej stronie, za plecami ślicznej pani widz, w ten upalny dzień zamieniałem oczne kropelki na kolorowe i szczęśliwe motyle, które niczym dzieci jeszcze nie muszą myśleć o szmalu.
Światła sceniczne smacznie dopełniały francuską atmosferę filozoficzną Antoina de Saint Exupery: „dorosły jest dziwny”, „dorosły to grzyb”, „dorosły to niechciana łupina”. Po raz pierwszy w życiu widziałem widzów czterech pokoleń, którzy niesamowicie utożsamiali się z aktorami. Cytat dziecka z lewej strony widowni do grającego aktora: „jesteś stary” rozbawił rozkoszne prababcie siedzące po prawej stronie widowni.
Mając jeszcze sprawne sześćdziesięcioletnie oko zauważyłem coś wyjątkowego. Ogromnie pozytywnie zaskoczyło mnie to, że fenomenalni aktorzy grali bez żadnych problemów na jednej scenie po kilka ról. Pilot, Pijak, …tancerz, czy Róża, Próżniak, …kwiat. Coś wspaniałego, cały czas rozmyślam jak oni niesamowicie szybko musieli się za kurtynami przebierać?
Na scenie jako niestety wypróbowany koneser imprez, czyli własnej szkoły tańca, spotkałem prześliczny taniec aktorów z nierozłącznie wpadającą w ucho muzyką dla wielu pokoleń[1]. „Lisek jeszcze bez ogonka” z zespołem zaśpiewał wyśmienicie współczesność, niczym za moich młodych lat Kabaret OTTO rapował inwokację Mickiewicza. Teraz mam zgryz, który lepszy rap? Geograf niczym rodowity Afrykanin wyjechał z kolorowym reagge. Magiczne pianino było często cudownym tłem do słusznych słów: „dobrze patrzy się tylko sercem”.
Ludzie idźcie oglądać Kambak, i ich Małego Księcia, aby mi wyjaśnić grecką aporię, czyli fizykalną sprzeczność. Żmija, wiecie taki przyrodniczy bardzo brzydki gad, a w rzeczywistości na scenie jest piękniejszy od kąpiącej się w morskich falach Afrodyty.
Na koniec, jak mawia moja piękna i dobra żonka „palce lizać[2]”, aktorzy przygotowali zszokowanym widzom „dance show OSWOJENIA”. Przepiękna nie tylko w światłach księżyca, arcymłoda aktorka frunie pod niebiosa na ramionach greckiego Atlasa z Wrocławia, aby baletową scenę zakończyć szpagatem uwielbienia. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
Park z różami które ujrzał Mały Książę, przypomniał mi moje wcześniejsze, jak policzyłem siedmiokrotne już, spotkania z podróżami Małego Księcia. Po raz pierwszy mama mi ją czytała, usypiając mnie – już niestety ona od przed wczoraj nie żyje. Po raz drugi czytałem ją już sam, bardziej świadomie, w bierutowskiej szkole podstawowej. Po raz trzeci byłem na wrocławskim spektaklu w teatrze lalek. Po raz czwarty, gdy czytałem bajkę swoim własnym dzieciom. Po raz piąty, gdy jako trener po AWFie zdobywałem z dziećmi niewidomymi w Opolu w 1993 roku mistrzostwo polski w tanecznym musicalu „Mały książę”. Po raz szósty, gdy czytałem tę luksusową książkę wnukom. Po raz siódmy to wyśmienity, bo potężnie działający na wszystkie zmysły i głębiej – „Kambek”.
„Z wszystkich ludzi, których spotkałem Latarnika nie nazwę śmiesznym”. Dziękuję aktorom, całemu zespołowi, najmocniej jak tylko umiem – chwilowym piórem i wdzięcznym sercem. Dziękuję szczególnie również za pokazanie niebezpieczeństwa używania „komórek”.
Tortem wybitnie śmietankowym, bo najbardziej emocjonalnym była za krótka chwilka spotkania widzów i szczera rozmowa z aktorami po sztuce.
Prawdziwą, nie wykrzyczaną nigdzie krzywdą, wydaje mi się fakt, że aktorzy za swoją Oskarową wręcz grę nie dostają potrójnych pensji, ba chyba nie dostają kasy w ogóle. Dla rządu więc są niebezpieczni, dla innych aktorów zagrożeniem. Dla prostych ludzi pracy są wspaniali.
Dziękuję droga Urszulo, ,,, i tym razem Beato.
[1] Kto nie wierzy, zrobiłem zdjęcia zachwyconej publiczności.
[2] Lub „wisienka na torcie”.